historiaarchiwumprojektantkikontakt

Rozmowa z Danutą Żukowską

Zdjęcie Danuty Żukowskiej.

Co sprawiło, że wybrała Pani Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Łodzi? Czy w młodości była Pani związana ze sztuką? 

Poza tym, że w domu ceniono dobre obrazy to specjalnie nie byłam w tym kierunku szkolona.

Czy wiedziała Pani od początku, że chce zajmować się projektowaniem graficznym?

Chciałam iść na grafikę, jednak w Łodzi nie było takiego wydziału, więc zapisałam się na włókiennictwo i ten właśnie kierunek ukończyłam. W trakcie studiów musiałam zarabiać na utrzymanie, więc kiedy tylko miałam okazję, podejmowałam się drobnych prac graficznych takich jak wykonywanie plansz na zjazdy. Po zakończeniu edukacji przeprowadziłam się do Warszawy. Miałam to szczęście, że szybko znalazłam wolne mieszkanie i udałam się na zarobek. Na Placu Zamkowym znajdowała się pracownia artystyczno-plastyczna do której zgłosiłam się w poszukiwaniu pracy. Okazało się, że w pracowni graficznej szukali kogoś, kto zająłby się wykonawstwem. Dostałam mały projekt do zrealizowania na większym formacie, kiedy oddałam pracę, przyjęto mnie na stanowisko. Pierwsze dwa lata pracowałam jako wykonawca cudzych grafik, był to stosunkowo bardzo dobry zarobek. 

Czyli doświadczenie z dodatkowej pracy podczas studiów okazało się przydatne?

Tak, przydało się i dodatkowo lubiłam tę pracę. Po około dwóch latach umówiłam się z dwoma koleżankami, które również ukończyły studia graficzne, że założymy zespół i będziemy oferować usługi graficzne. Pierwsze zlecenie jakie dostałam to był projekt opakowania cukierka, a później zaczęły pojawiać się następne. Zaczęłyśmy również projektować okładki do książek, ale początkowo nie miałyśmy pojęcia jak to się robi, więc każda z nas przedstawiała swoją propozycję i wybierałyśmy najlepszą. Po roku wspólnej działalności dostałam inną ofertę pracy. 


Po studiach wyjechała Pani do Brazylii, gdzie pracowała w fabrykach tkanin. Jak znalazła Pani pracę po powrocie do Polski?

Zgłosiłam się do Państwowego Wydawnictwa Rolniczego i Leśnego, trochę dla draki zrobiłam okładkę, ale zaproponowali mi współpracę. Wtedy pracowała tam Jolanta Barącz i to ona mnie przyjęła. W tamtym czasie zajmowała się łamaniem tygodnika „Plon”, ale została naczelnym grafikiem i postanowiła przydzielić mi to zadanie. Pod koniec pierwszego roku przeszłam do redakcji graficznej PWRiLu, gdzie moim obowiązkiem były ilustracje, bo okładkami zajmowała się Barączowa. W tym wydawnictwie ilustracje były kreślarskie, bardzo niewdzięczne dla początkujących. Ilustracje musiały być zaakceptowane przez redakcje merytoryczna, ale poza tymi którzy trochę nosem kręcili, że przy rozmowie ze mną o ilustracjach mają więcej pracy to jednak potem te projekty zaczęły dobrze wyglądać w książkach. 

Jak wyglądała Pani praca, jako naczelna grafik PWRiLu?

Jola Barącz przeniosła się do Państwowego Instytutu Wydawniczego, zaprosił ją tam Stanisław Bębenek i tą metodą zostałam szefową PWRiLu i zaczęłam szaleć z okładkami. W redakcji roślinnej powstała inicjatywa, by rozpropagować hodowlę owoców. Izabela Kijańska – redaktorka merytoryczna, stwierdziła, że dobrze byłoby zrobić kilka plakatów na ten temat. Zaprojektowałam plakat, który dotyczył stosowania chemikaliów na czereśnie. Projekt się spodobał, redakcja chciała kolejne, więc zwróciłam się do dobrych grafików tj. Urbaniec, Freudenreich, Hołdanowicz. Ostatecznie trochę głupio wyszło, bo okazało się, że mój wyszedł najlepiej. Może przypadek, może nie podobała im się tematyka.

Stworzyła Pani również plakaty dla innych instytucji, brała udział w wielu konkursach, czy coś przyczyniło się do tego, że postanowiła Pani zajmować się również tą dziedziną projektowania? 

Zobaczyłam ogłoszenie o konkursie na plakat z okazji dni Zielonej Góry, pomyślałam, że spróbuję i tak dostałam pierwszą nagrodę. To mnie zachęciło do robienia kolejnych, więc udałam się do Krajowej Agencji Wydawniczej z tym nagrodzonym plakatem. Hilscher był wtedy grafikiem decydującym i zlecił mi stworzenie plakatu cyrkowego. Nigdy takiego nie robiłam, ale kiedy przyniosłam gotowy projekt zostałam przyjęta. Dodatkowo brałam udział w innych konkursach, gdzie dostawałam nagrody lub wyróżnienia i się rozbestwiłam. Dalej tworzyłam ilutsracje dla PWRiLu, chociaż miałam niską pensje. Kiedy zaproponowano mi objęcie pracowni na Akademii Sztuk Pięknych – odmówiłam i do emerytury pracowałam w wydawnictwie. 

Magazyn „Traktor” bardzo wyróżnia się pod względem graficznym, jak wyglądała praca nad tą publikacją?

Zrobiłam serię okładek do „Traktora” na których dziewczyny siedziały na maszynach czy zaglądały. Wybierałam ładne fotografie z ładnymi dziewczynami dla przyciągnięcia uwagi. Jednak po roku znudziło mi się i okładami zajmował się ktoś inny. Natomiast ostatnią stronę projektował Krajewski, tam znajdował się zawsze komiks. Na komisjach przechodziły ambitne, niebanalne okładki, więc graficy chętnie zgłaszali się do współpracy. 

Znaczna część Pani plakatów dotyczy ochrony zwierząt, czy realizowała je Pani dla jakiejś instytucji?

Plakaty dotyczące zwierząt sama sobie zlecałam. Mam dużo tych prac, najczęściej ze zwierzętami hodowlanymi, ale w zasadzie zabrałam się za to porządnie w 2000 roku. Najpierw zrobiłam swoją wystawę w Prochowni, gdzie znalazło się ponad 50 plakatów i dodatkowo ilustracje. Po wystawie stwierdziłam, że będę robić wyłącznie plakaty o zwierzętach, które nie są dość dobrze traktowane przez ludzi i należy im umożliwić lepsze życie. Jeszcze parę lat temu, krowa przez kilka miesięcy leżała na trawie, a dopiero jak zrobiło się zimno to wtedy zamykano ją w oborze. Natomiast obecnie zwierzęta hodowlane nie są wypuszczane na świeże powietrze, ponieważ wymagałoby to zbyt dużo pracy. Klatki dla zwierząt są tak małe, że nie mogą się ruszać – dzięki temu szybciej się je utuczy. 

Czy nadal Pani pracuje nad plakatami o zwierzętach? 

W tej chwili projektuję plakaty o zwierzętach, które są niedoceniane przez ludzi. W tej chwili mam już 40 plakatów zrobionych na rzecz dobra zwierząt. Nie robię już prac zarobkowych, wręcz przeciwnie – chcę uświadomić ludzi, że to jest niesprawiedliwe, by zwierzęta żyły w takiej ciasnocie, powinny mieć odpowiednie warunki. 

W jakiej formie planuje Pani przedstawić te projekty? Czy będzie to wystawa?

Teraz robię książeczkę, ponieważ trzeba zacząć od dzieci. Nawet jeśli dorosły człowiek pójdzie na wystawę i zobaczy plakat, który mu się spodoba to przeważnie taka osoba jest już zajęta pracą, dziećmi, organizacją domu i nie będzie mieć czasu, by walczyć o zwierzęta. Dlatego należy zacząć od edukowania dzieci, a czy ktoś postanowi wydać taką książeczkę czy później kupić, to już jest inna rzecz. 







przeczytaj więcej w historii